Korzystając z luźniejszego okresu czasu postanowiłem stworzyć krótka relację z pewnego weekendowego wypadu
Od razu zaznaczam, że nie będzie to relacja z miejsca egzotycznego, nie będzie specjalnie poetycka. Ot kolejny opis słowny pewnego weekendu spędzonego przez jednego z forumowiczów. Spróbuję jednak pokazać, że wystarczy odrobina chęci i kilkaset złoty aby spędzić super weekend z przyjaciółmi.
Opiszę w dużym skrócie, listopadowy weekend w Toskanii oraz Emilia-Romania spędzony w 4-osobowym męskim gronie. Mam wyrozumiałą żonę, więc od czasu do czasu wybieram się na krótkie i intensywne eskapady z kumplami
:P
Nasza podróż rozpoczęła się w piątek 14 listopada na Dworcu PKP Poznań Główny, który to twór jest dla mnie dworcem jedynie z nazwy. Zajęliśmy miejsca w pociągu Euro City i wyruszyliśmy w kierunku Warszawy. Po drodze chcieliśmy się posilić i chlapnąć coś mocniejszego w Warsie, jednakże cały był zajęty przez niemieckich harley-owców, więc odpuściliśmy temat.
Po dotarciu do stolicy szybki obiad w Złotych Tarasach. Byliśmy we czwórkę więc poruszaliśmy się taksówkami. Godzinę przed odlotem weszliśmy do terminala na Okęciu.
Podczas security spotkała mnie niezbyt miła przygoda, mianowicie pierwszy raz w życiu musiałem wyrzucić do kosza pełną puszkę piwa… kompletnie o niej zapomniałem, a że już kilka piwek miałem w sobie, nie bardzo miałem ochotę pić kolejne w dodatku na hejnał. Chciałem ją dać Panu który ją wytropił, niestety nie chciał jej przyjąć i wylądowała w koszu. Swoją drogą ciekawe czy dzielą się fantami z koszy po pracy
:)
Odlot z WAW do CRL o czasie, lot bez historii. Nocowaliśmy w Ibis Budget Charleroi, mimo że hotel widać z lotniska, można do niego dojechać jedynie taksówką za 8 Euro. Ponoć można przeskakiwać przez ogrodzenia, ale jakoś nie mieliśmy na to ochoty. Po wylądowaniu zadzwoniłem do hotelu gdzie poprosiłem o zamówienie taksówki. Po kilku chwilach taksówkarz odnalazł nas w terminalu, gdzie mieliśmy na niego czekać.
Jak to bywa z nocami spędzonymi w gronie przyjaciół była bardzo krótka, niewygodne łóżka z ibis budget dodatkowo wpłynęły na stopień niewyspania.
O 5:45 czekał na nas Pan taksówkarz, lało jak z cebra, prognozy na Toskanię również nie były optymistyczne. Po kilku minutach byliśmy już w kolejce do kontroli bezpieczeństwa, nie wiem czemu ale nie lubię lotniska w CRL, jest jakieś ponure. O 7:00 startujemy w kierunku Pizy, po koło 80 minutach lotu i kilku dość mocnych turbulencjach i twardym przyziemieniu lądujemy w Pizie. Pogoda na szczęście dopisuje, jest pochmurno, ale dość ciepło i przede wszystkim nie pada. Lotnisko w Pizie leży bardzo blisko miasta, tak więc wykorzystując kończyny dolne udajemy się tam gdzie wszyscy idą będąc w tym mieście, czyli na Plac Duomo. Po drodze przechodzimy przez most na rzece Arno i podziwiamy urokliwe zabudowania na brzegach rzeki.
Po około 40 minut marszu docieramy pod jedną z najsłynniejszych budowli na świecie, słynną Krzywą Wieżę. Po obejściu placu dookoła, wypiciu espresso i posileniu się muffinką kierujemy w stronę dworca kolejowego Pisa Centrale, skąd za 8 Euro włoskie koleje przewiozą nas do stolicy Toskanii - Florencji.
Około godziny 13 dojeżdżamy do głównej stacji Firenze Santa Maria Novella i od razu udajemy się w kierunku zabytkowego centrum miasta. Architektura Florencji robi na nas duże wrażenie, w międzyczasie posilamy się tym co we Włoszech najlepsze, makaronami, pizzą oraz czerwonym winem, ze względu na brak czasu nie szukaliśmy perełek kulinarnych, jedliśmy i piliśmy tam gdzie było dużo ludzi
Po zapadnięciu zmroku, lunął deszcz, schowaliśmy się w pierwszej lepszej knajpce, zamówiliśmy po lampce wina i czekaliśmy aż deszcze minie lub chociaż zelżeje. Wraz z zamówionym winem, dostaliśmy trzy talerze odgrzanych Panini, gospodarz zapewnił nas że są za darmo. Po bliższym przyjrzeniu się zaserwowanym nam specjałom zauważyliśmy, że są one po prostu nieświeże. Nie byliśmy głodni więc nikt nie zaryzykował poczęstowania się gratisem. Kiedy wychodziliśmy gospodarz był mocno zdziwiony, że się nie skusiliśmy na jego prezent.
Deszcz padał już zdecydowanie słabiej. Udaliśmy się w kierunku dworca głównego we Florencji, skąd o 19:30 za całe 9 Euro mieliśmy Pendolino do Bolonii. Pendolino jechało z prędkością z jaką przystało mu się poruszać i po 35 minutach byliśmy już w oddalonej o 110 kilometrów Bolonii, najstarszym mieście akademickim.
W naszym terminie w Bolonii odbywały się duże targi rolnicze, w związku z czym ceny hoteli były zabójcze. Z pomocą przyszedł portal Wimdu, gdzie z wykorzystaniem kodu zniżkowego mieliśmy mieszkanie w samym sercu starego miasta za ok. 400 zł. Po odświeżeniu się ruszyliśmy na miasto, był sobotni wieczór, byliśmy w mieście akademickim, tak więc obiecywaliśmy sobie dużo. Niestety życie nocne Bolonii nie powaliło nas z nóg, wszechobecny zapach moczu w wąskich uliczkach skutecznie nam to ułatwił, po kilku głębszych około północy udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Rano po szybkim śniadaniu zaczęliśmy zwiedzać miasto. Rozpoczęliśmy oczywiście od rynku głównego Piazza Maggiore.
-- 03 Mar 2015 21:26 --
Następnie udaliśmy się w kierunku Wieży Asinelli, gdzie bodajże za 3 Euro i po pokonaniu 498 schodów możemy rozkoszować się pięknymi widokami okolicy.
Czas zaczynał naglić, zjedliśmy jeszcze pizzę, wypiliśmy po winku i udaliśmy się w kierunku dworca kolejowego skąd wzięliśmy taksówkę na lotnisko. Koszt 16 Euro.
Do terminala weszliśmy na około 50 minut przed odlotem, kolejka do kontroli bezpieczeństwa była ogromna. Jedynym rozwiązaniem aby się spóźnić się na lot było, czego bardzo nie lubię, przemykanie pod taśmami udając Greka. Uff...udało się, jeszcze tylko szybkie zakupy w sklepie wolnocłowym i wydawać by się mogło że to będzie koniec atrakcji.
Nic bardziej mylnego.
Zadbał o to jeden z towarzyszy podróży.
Płacąc za zakupy w sklepie wolnocłowym zorientował się że zgubił kartę pokładową. Ciśnienie mu skoczyło drastycznie. Mówię mu spokojnie zaraz Ci wygeneruję kartę w aplikacji mobilnej, WIFI na lotnisku było i działało, niestety aplikacja odmówiła współpracy informując mnie że zostało mniej niż 30 minut do odlotu i mam spadać.
Stwierdziłem, że idziemy do bramki gdzie boarding już w pełni i zobaczymy co da się zrobić. Po wyjaśnieniu sytuacji paniom przy bramce, stwierdziły że nic nie poradzą. Wtedy użyłem całości swojego osobistego wdzięku i w końcu, po kilkuminutowej konwersacji i wykonaniu jednego telefonu panie wpuściły kumpla na pokład
Po sporej dawce adrenaliny lot do Wrocławia był nader spokojny. Bo wylądowaniu wsiedliśmy do Ryba Taxi, która to wozi z lotniska do centrum za 29 zł.
Na Dworcu Głównym wsiedliśmy w pociąg Regio „Kamieńczyk” i w krótkie 3,5 godzinki pokonaliśmy 160 km dzielące Wrocław od Poznania.
Około 22:20 w niedzielę 16 listopada na Dworcu w Poznaniu zakończyła się nasza włosko – jesienno – weekendowa eskapada.
Od razu zaznaczam, że nie będzie to relacja z miejsca egzotycznego, nie będzie specjalnie poetycka.
Ot kolejny opis słowny pewnego weekendu spędzonego przez jednego z forumowiczów.
Spróbuję jednak pokazać, że wystarczy odrobina chęci i kilkaset złoty aby spędzić super weekend z przyjaciółmi.
Opiszę w dużym skrócie, listopadowy weekend w Toskanii oraz Emilia-Romania spędzony w 4-osobowym męskim gronie.
Mam wyrozumiałą żonę, więc od czasu do czasu wybieram się na krótkie i intensywne eskapady z kumplami :P
Nasza podróż rozpoczęła się w piątek 14 listopada na Dworcu PKP Poznań Główny, który to twór jest dla mnie dworcem jedynie z nazwy.
Zajęliśmy miejsca w pociągu Euro City i wyruszyliśmy w kierunku Warszawy.
Po drodze chcieliśmy się posilić i chlapnąć coś mocniejszego w Warsie,
jednakże cały był zajęty przez niemieckich harley-owców, więc odpuściliśmy temat.
Po dotarciu do stolicy szybki obiad w Złotych Tarasach. Byliśmy we czwórkę więc poruszaliśmy się taksówkami.
Godzinę przed odlotem weszliśmy do terminala na Okęciu.
Podczas security spotkała mnie niezbyt miła przygoda, mianowicie pierwszy raz w życiu musiałem wyrzucić do kosza pełną puszkę piwa…
kompletnie o niej zapomniałem, a że już kilka piwek miałem w sobie, nie bardzo miałem ochotę pić kolejne w dodatku na hejnał.
Chciałem ją dać Panu który ją wytropił, niestety nie chciał jej przyjąć i wylądowała w koszu.
Swoją drogą ciekawe czy dzielą się fantami z koszy po pracy :)
Odlot z WAW do CRL o czasie, lot bez historii. Nocowaliśmy w Ibis Budget Charleroi,
mimo że hotel widać z lotniska, można do niego dojechać jedynie taksówką za 8 Euro.
Ponoć można przeskakiwać przez ogrodzenia, ale jakoś nie mieliśmy na to ochoty.
Po wylądowaniu zadzwoniłem do hotelu gdzie poprosiłem o zamówienie taksówki.
Po kilku chwilach taksówkarz odnalazł nas w terminalu, gdzie mieliśmy na niego czekać.
Jak to bywa z nocami spędzonymi w gronie przyjaciół była bardzo krótka,
niewygodne łóżka z ibis budget dodatkowo wpłynęły na stopień niewyspania.
O 5:45 czekał na nas Pan taksówkarz, lało jak z cebra, prognozy na Toskanię również nie były optymistyczne.
Po kilku minutach byliśmy już w kolejce do kontroli bezpieczeństwa, nie wiem czemu ale nie lubię lotniska w CRL, jest jakieś ponure.
O 7:00 startujemy w kierunku Pizy, po koło 80 minutach lotu i kilku dość mocnych turbulencjach i twardym przyziemieniu lądujemy w Pizie.
Pogoda na szczęście dopisuje, jest pochmurno, ale dość ciepło i przede wszystkim nie pada.
Lotnisko w Pizie leży bardzo blisko miasta, tak więc wykorzystując kończyny dolne udajemy się tam gdzie wszyscy idą będąc w tym mieście,
czyli na Plac Duomo.
Po drodze przechodzimy przez most na rzece Arno i podziwiamy urokliwe zabudowania na brzegach rzeki.
Po około 40 minut marszu docieramy pod jedną z najsłynniejszych budowli na świecie, słynną Krzywą Wieżę.
Po obejściu placu dookoła, wypiciu espresso i posileniu się muffinką kierujemy w stronę dworca kolejowego Pisa Centrale,
skąd za 8 Euro włoskie koleje przewiozą nas do stolicy Toskanii - Florencji.
Około godziny 13 dojeżdżamy do głównej stacji Firenze Santa Maria Novella
i od razu udajemy się w kierunku zabytkowego centrum miasta.
Architektura Florencji robi na nas duże wrażenie, w międzyczasie posilamy się tym co we Włoszech najlepsze,
makaronami, pizzą oraz czerwonym winem, ze względu na brak czasu nie szukaliśmy perełek kulinarnych,
jedliśmy i piliśmy tam gdzie było dużo ludzi
Po zapadnięciu zmroku, lunął deszcz, schowaliśmy się w pierwszej lepszej knajpce,
zamówiliśmy po lampce wina i czekaliśmy aż deszcze minie lub chociaż zelżeje.
Wraz z zamówionym winem, dostaliśmy trzy talerze odgrzanych Panini,
gospodarz zapewnił nas że są za darmo. Po bliższym przyjrzeniu się zaserwowanym nam specjałom zauważyliśmy,
że są one po prostu nieświeże. Nie byliśmy głodni więc nikt nie zaryzykował poczęstowania się gratisem.
Kiedy wychodziliśmy gospodarz był mocno zdziwiony, że się nie skusiliśmy na jego prezent.
Deszcz padał już zdecydowanie słabiej. Udaliśmy się w kierunku dworca głównego we Florencji,
skąd o 19:30 za całe 9 Euro mieliśmy Pendolino do Bolonii.
Pendolino jechało z prędkością z jaką przystało mu się poruszać i po 35 minutach byliśmy już w oddalonej o 110 kilometrów Bolonii,
najstarszym mieście akademickim.
W naszym terminie w Bolonii odbywały się duże targi rolnicze, w związku z czym ceny hoteli były zabójcze.
Z pomocą przyszedł portal Wimdu, gdzie z wykorzystaniem kodu zniżkowego mieliśmy mieszkanie w samym sercu starego miasta za ok. 400 zł.
Po odświeżeniu się ruszyliśmy na miasto, był sobotni wieczór, byliśmy w mieście akademickim,
tak więc obiecywaliśmy sobie dużo. Niestety życie nocne Bolonii nie powaliło nas z nóg,
wszechobecny zapach moczu w wąskich uliczkach skutecznie nam to ułatwił,
po kilku głębszych około północy udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Rano po szybkim śniadaniu zaczęliśmy zwiedzać miasto. Rozpoczęliśmy oczywiście od rynku głównego Piazza Maggiore.
-- 03 Mar 2015 21:26 --
Następnie udaliśmy się w kierunku Wieży Asinelli, gdzie bodajże za 3 Euro
i po pokonaniu 498 schodów możemy rozkoszować się pięknymi widokami okolicy.
Czas zaczynał naglić, zjedliśmy jeszcze pizzę, wypiliśmy po winku
i udaliśmy się w kierunku dworca kolejowego skąd wzięliśmy taksówkę na lotnisko. Koszt 16 Euro.
Do terminala weszliśmy na około 50 minut przed odlotem, kolejka do kontroli bezpieczeństwa była ogromna.
Jedynym rozwiązaniem aby się spóźnić się na lot było, czego bardzo nie lubię, przemykanie pod taśmami udając Greka.
Uff...udało się, jeszcze tylko szybkie zakupy w sklepie wolnocłowym i wydawać by się mogło że to będzie koniec atrakcji.
Nic bardziej mylnego.
Zadbał o to jeden z towarzyszy podróży.
Płacąc za zakupy w sklepie wolnocłowym zorientował się że zgubił kartę pokładową.
Ciśnienie mu skoczyło drastycznie. Mówię mu spokojnie zaraz Ci wygeneruję kartę w aplikacji mobilnej,
WIFI na lotnisku było i działało, niestety aplikacja odmówiła współpracy informując mnie że zostało mniej niż 30 minut do odlotu i mam spadać.
Stwierdziłem, że idziemy do bramki gdzie boarding już w pełni i zobaczymy co da się zrobić.
Po wyjaśnieniu sytuacji paniom przy bramce, stwierdziły że nic nie poradzą.
Wtedy użyłem całości swojego osobistego wdzięku i w końcu,
po kilkuminutowej konwersacji i wykonaniu jednego telefonu panie wpuściły kumpla na pokład
Po sporej dawce adrenaliny lot do Wrocławia był nader spokojny. Bo wylądowaniu wsiedliśmy do Ryba Taxi,
która to wozi z lotniska do centrum za 29 zł.
Na Dworcu Głównym wsiedliśmy w pociąg Regio „Kamieńczyk” i w krótkie 3,5 godzinki pokonaliśmy 160 km dzielące Wrocław od Poznania.
Około 22:20 w niedzielę 16 listopada na Dworcu w Poznaniu zakończyła się nasza włosko – jesienno – weekendowa eskapada.